Garwolin

Jak przejść Ekstremalną Drogę Krzyżową?

03
kwi 2023

W nocy z 31 marca na 1 kwietnia, odbyła się kolejna edycja Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w Żelechowie. Udział w niej zapowiedziało około dwustu pięćdziesięciu uczestników. Wśród nich znalazł się także nasz redakcyjny kolega Łukasz Goławski, który postanowił sprawdzić, jak wygląda ta forma modlitwy, z jakimi trudnościami mierzą się uczestnicy EDK oraz jak wygląda takie wydarzenie od strony organizacyjnej.

W tym roku każdy uczestnik Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w Żelechowie mógł wybrać jedną z dwóch tras: niebieską „św. Matki Teresy” - 42 kilometrową lub czerwoną „św. Antoniego” - 41 - kilometrową.

RELACJA Z EKSTREMALNEJ DROGI KRZYŻOWEJ

Stacja pierwsza

- Nietypowe nabożeństwo rozpoczęło się Mszą Świętą o godzinie 18:00. W wypełnionej po brzegi świątyni znajdowali się zarówno uczestnicy EDK jak i osoby, które odprowadzały swoich bliskich. Przed wyruszeniem na trasę, ksiądz Mariusz Edward Rompa, zapoznał wszystkich z zasadami, jakie powinny panować na trasie. Chodziło przede wszystkim o to, by Drogę Krzyżową przeżywać w ciszy.

Mówi Ks. Mariusz Edward Rompa.




Stacja druga

- Obowiązki doprowadziły do tego, że przed wyjściem na trasę zgubiłem swoich znajomych i musiałem nadganiać pierwsze kilkaset metrów. Gdy byłem już w grupie okazało się, iż bardzo szybko podzieliśmy się na osoby idące szybciej i wolniej. Zostałem z kolegą, któremu narzucenie szybkiego tempa niezbyt odpowiadało. Jak się później okazało, miało to swoje konsekwencję w dalszej części. Pierwsze kilometry szło się bardzo przyjemnie. Było ciepło i jasno. Gdy jednak doszliśmy do kapliczki w Łomnicy, dotarła do mnie pewna myśl -"Pierwszą stację powinno się rozważyć przed kościołem, Łukaszu”. Natomiast, jeśli chodzi o rozważania, liczyłem na to, że będą przeżywane we wspólnocie z osobami, które poszły szybciej. Nie wziąłem jednak ze sobą pakietu startowego. Krótko mówiąc - byłem nieprzygotowany. Stwierdziłem, że ofiaruję swoją intencję teraz, a moim rozmyśleniem zawsze będzie jedno zdanie, które będę niósł do kolejnego przystanku.

Stacja trzecia

- Po wyjściu z Łomnicy cały czas byłem na siebie zły, bo nie znałem trasy, więc szliśmy z kolegą za innymi uczestnikami. Niedługo potem przypomniałem sobie o aplikacji EDK. Było tam wszystko. Od tego momentu droga mijała w spokoju. Można było się skupić na modlitwie. Stacja trzecia mieściła się w kaplicy w Starym Goniwilku. Tutaj można było usiąść i naładować baterie.

Stacja czwarta

- W drodze do kolejnego postoju, zaczął padać deszcz. Na szczęście na taką ewentualność byłem przygotowany. Dobra kurtka i warunki pogodowe nie stanowiły problemu. Przyśpieszyliśmy z kolegą tempa. Chcieliśmy jak najszybciej dojść do Miastkowa. Wraz z przyśpieszeniem, nogi coraz bardziej dawały się we znaki. Dotarliśmy pod stację w Zasiadałach.

Stacja piąta


- Cały czas szliśmy w deszczu. Póki co bez problemów. Piątym przystankiem okazał się być krzyż w Brzegach. Zaraz obok panie z Koła Gospodyń Wiejskich przygotowały poczęstunek. Gorąca herbata była na wagę złota.

Stacja szósta


- Droga do Miastkowa Kościelnego dłużyła się. Kościół było widać z oddali, ale pozostawało jeszcze trochę kilometrów. Deszcz chociaż trochę zelżał. Postanowiłem po raz kolejny skupić się na modlitwie. Szósta stacja EDK ulokowana była przy parafii. Kolejny raz zaskoczyło nas Koło Gospodyń, tym razem z Miastkowa. Panie częstowały uczestników gorącą herbatą, kawą i słodyczami. Gdy odpoczywaliśmy, dotarła do nas przykra informacja. Kolega, który zaprosił nas do Żelechowa musiał zejść z trasy. Mieliśmy podgonić i spotkać się z resztą w dalszej części drogi.





Stacja siódma

- Po krótkim posiłku, ruszyliśmy na trasę w dobrych humorach. Po drodze do Zabruzd spotkaliśmy starszego człowieka. Mężczyzna ledwo szedł, zsuwała się z niego kurtka. Oczywiście spytaliśmy, czy potrzebna będzie pomoc. Odmówił. Mężczyzna powiedział, że mieszka przy następnej stacji i chciał odprowadzić uczestników. Pomimo bolącego kolana szedł aż 20 kilometrów...To było piękne poświęcenie. Po dotarciu do miejscowości i przyklęknięciu pod krzyżem, ruszyliśmy dalej.

Stacja ósma

- Ten etap minął najszybciej. Przystanki było oddalone od siebie w stosunkowo niedużej odległości. Gościnność, która spotkała nas w Brzegach i Miastkowie bardzo nas zbudowała. Może dlatego ten odcinek minął tak szybko. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy przywitało nas skrzyżowanie w Kruszówce.

Stacja dziewiąta

- Trasa Kruszówka - Jagodne przebiegła podobnie jak poprzednia. Nogi dawały radę, więc można się było wyciszyć i skupić na intencji, która nam towarzyszyła. Prawdziwe wyzwanie zacząć się miało dopiero po opuszczeniu dziewiątej stacji. Pierwsze oznaki zmęczenia nóg poczułem, gdy zapiekły mnie stopy, przy kapliczce w Jagodnem.




Stacja dziesiąta


- Kolejny odcinek przebiegł stosunkowo "znośnie". Jedynym dyskomfortem były odciski na nogach i deszcz. Mimo odzieży ochronnej, byliśmy trochę przemoczeni. Odległość do Świdra była trochę większa. Na miejscu otrzymaliśmy informację, że wszyscy znajomi zeszli z trasy. Tak więc, jeśli cokolwiek by się działo, mieliśmy dzwonić do pomocnej koleżanki. Podejmując się udziału w EDK, ważne jest, aby ktoś bliski był zawsze pod telefonem. Trzeba wziąć pod uwagę każdą ewentualność.

Stacja jedenasta


- Kolejnym postojem miała być kapliczka na rozdrożu dróg. Do Ciechomina weszliśmy dosyć szybko, jednak, żeby znaleźć stację, trzeba było przejść całą wioskę. Dystanse między przystankami robiły się coraz większe, a temperatura niższa. Było bardzo cicho. Docierały do nas jedynie odgłosy szczekających na posesjach psów. Mijaliśmy coraz mniej ludzi. Wtedy do głowy wpadła mi myśl – „Dobrze, że zostałeś z tyłu, pewnie też zszedłbyś z trasy gdybyś miał okazję wsiąść do samochodu i pojechać do domu”. Po odmówieniu kolejnej części, posililiśmy się gorącą herbatą, która nigdy nie smakowała tak dobrze.

Stacja dwunasta


- Szliśmy drogą przez las. Coraz trudniej stawiało się kolejne kroki. Szliśmy z kolegą już sami. Droga do Zwoli była jednym z dłuższych odcinków. Mnie samego do dalszej drogi motywowała wtedy intencja, którą niosłem. Trzeba było przejść cały Baczków. Jak ma się ponad 30 kilometrów w nogach, to mała wioska sprawia duży kłopot. Po dojściu do dwunastej stacji, stopy zaczęły odmawiać posłuszeństwa.

Stacja trzynasta

- Na tym etapie, nie robiliśmy już dłuższych przystanków. Jedynie przyklęknięcie przy kapliczce bądź krzyżu. Wiedziałem, że jeśli siądę, to już nie wstanę. Byliśmy tak blisko końca. Do celu zostało około 10 kilometrów. Mimo bólu, szliśmy dalej. Przez głowę przechodziła myśl, żeby zadzwonić po transport, jednak dotarliśmy pod kościół w Wilczyskach. Został nam już ostatni, a zarazem najdłuższy fragment - dp Żelechowa.

Stacja czternasta

- Wszystkie proste odcinki wydawały się nie mieć końca. Z Gózdka widać było już kościół w Żelechowie. Dotarcie tam kończyło wyzwanie. Jedyną modlitwą, na jaką miałem siłę się zdobyć, były akty strzeliste. Cały czas widziałem cel i wiedziałem, że nie zrezygnuję. Na miejsce dotarliśmy równo o 4:00. Pod koniec trzeba jeszcze wejść po dużych schodach. Po przebyciu takiej trasy każde utrudnienie sprawia problem. Człowiek uczy się pokory.




Ekstremalna Droga Krzyżowa jest dużym wyzwaniem. Należy pamiętać, żeby się do niego dobrze przygotować. Ciepłe napoje, prowiant, latarka oraz odpowiednie ubranie - to podstawa. Na trasie może dojść do różnych wypadków. Dlatego nie zapominamy o podstawowej apteczce oraz informujemy bliskich, by byli gotowi po nas przyjechać w każdym momencie. Forma takiej modlitwy jest bardzo dobrym ubogaceniem przeżycia Wielkiego Postu.


Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Łukasz Goławski

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.